Wojenne losy rezerw polskiego złota są historią brawurowej wręcz odwagi i poświęcenia żołnierzy i cywilów, którzy niczym mityczni argonauci wyruszyli na wyprawę przez cztery kontynenty, wioząc 1208 skrzynek cennego ładunku i ratując skarb Rzeczypospolitej przed nazistami. Gdy w pierwszych dniach września 1939 roku niebo nad Polską zasnuły samoloty niemieckiej Luftwaffe, w bombardowanej stolicy akcjonariusze Banku Polskiego podjęli decyzję o ewakuacji złota drogą lądową. Stan rezerw wynosił wówczas 463,6 mln złotych o łącznej masie 80 ton. W Warszawie znajdowała się połowa rezerw kruszcu, część znajdowała się w oddziałach banku na terenie Polski, a resztę ulokowano jako depozyty w bankach Londynu, Paryża i Nowego Jorku. Pierwotnie decyzją rady nadzorczej było wywieźć złoto z Warszawy na wschód Polski, nie ewakuując go za granicę, lecz wydarzenia wojenne eskalowały w takim tempie, że jedynym słusznym rozwiązaniem było przetransportowanie całości złota poza granice kraju. Do tego heroicznego zadania został przydzielony pułkownik Adam Koc, który wraz z pułkownikiem Ignacym Matuszewskim oraz byłym ministrem handlu, Henrykiem Floyar-Rajchmanem, odpowiadali za akcję ratunkową.
Ewakuacja złotych sztab i monet ruszyła 4 września. Celem podróży była stacja kolejowa w Śniatyniu przy granicy z Rumunią. Na drogach panował chaos, ataki bombowców trwały nieprzerwanie, utrudniając poruszanie się transportu. Kolumny przemieszczały się nocą, w dzień chowając w lasach i parkach przed sokolim okiem pilotów Luftwaffe, którzy otrzymali rozkaz wytropienia i zbombardowania transportu złota. Szczęśliwie konwój dotarł na miejsce 8 września. W Śniatyniu oczekiwano z niepokojem przybycia rezerw złota zabranych z wszystkich oddziałów Banku Polskiego. Wreszcie 13 września wszystkie kolumny spotkały się i skrzynki z drogocennym ładunkiem przetransportowano na pociąg, zmierzający do portu w Konstancy nad Morzem Czarnym.
Dzięki staraniom polskiego i brytyjskiego korpusu dyplomatycznego, Polacy dostali 48 godzin od rumuńskiego rządu na tranzyt złota przez terytorium kraju. Po dotarciu do portu, załadowano skrzynie na niewielki tankowiec „Eocene” pod dowództwem Brytyjczyka, kapitana Roberta Brett’a. Wysiłki agentów wywiadu niemieckiego poskutkowały brakiem pozwolenia na opuszczenie portu, lecz kapitan Brett zignorował zakaz i 16 września wypłynął ze złotem i polskimi argonautami na pokładzie w kierunku tureckich cieśnin. Ze Stambułu ładunek drogą kolejową i morską trafił do Syrii, a odtąd jego ochroną zajęli się Francuzi. Po niebezpiecznej podróży, w październiku 1939 roku skarb Rzeczypospolitej zdeponowano ostatecznie w Navers pod Loarą, gdzie miał doczekać końca wojny.
Niestety, w maju 1940 roku na Francję runęła ofensywa Wehrmachtu i polskie złoto znów znalazło się w niebezpieczeństwie. Kruszec ponownie ewakuowano z ogarniętej wojną Francji i wraz z rezerwami belgijskiego i luksemburskiego złota ulokowano na pokładzie krążownika „Victor Schoelcher”, który miał zabrać ładunek do Ameryki. Władze francuskie zdecydowały jednak o przeniesieniu zasobów do Dakaru, głównego ośrodka administracyjnego francuskiej kolonii w Afryce północno-zachodniej, a po podpisaniu rozejmu z III Rzeszą całość zdeponowano głęboko na pustyni, w forcie Kayes. Złoto znalazło się na terenach kontrolowanych przez państwa Osi, tym samym stając się zupełnie nieosiągalne dla rządu na uchodźctwie.
Pertraktacje z rządem francuskim o zwrot polskiego złota spełzły na niczym, więc zwrócono się do jedynego sojusznika, którym była Wielka Brytania. Gdy i to nie przyniosło wymiernego skutku, w październiku 1941 roku rząd polski zdecydował się wytoczyć proces Bankowi Francji przed sądem w Nowym Jorku. Sąd nałożył areszt na francuskie depozyty złota o wartości 64 mln dolarów, umieszczone w tamtejszym banku federalnym. Dopiero 3 lata później, w 1944 roku, gdy alianci opanowali północno-zachodnią Afrykę, Polakom udało się dotrzeć do fortu Kayes i odzyskać zasoby kruszcu. Transport złota, podzielony na trzy części, wyruszył w drogę do Nowego Jorku, Ottawy i Londynu, zgodnie z wolą rządu polskiego na uchodźctwie. Skarb Rzeczypospolitej w końcu był bezpieczny.
Gdy w 1926 roku Bank Polski zaczął odbudowywać nadszarpnięte rezerwy walut i złota, przeprowadzono narodową zbiórkę. W zamian za przekazane złoto, srebro, kosztowności i twarde waluty, Polacy stawali się akcjonariuszami Banku Polskiego. Część jednak zostawiono na użytek własny i ponad 20 lat później, w trakcie wojny, ukryte przed nazistami kosztowności i złoto stanowiły często jedyną możliwość zapłaty za pomoc w ucieczce lub kupno żywności. Do dziś złoto uznawane jest za zabezpieczenie finansowe na wypadek utraty pracy czy niespodziewanych wydatków. W obliczu obecnego kryzysu gospodarczego wywołanego pandemią, sprzedaż kruszcu jest opcją pomagającą przetrwać trudne czasy. Firmy, takie jak np. Zlotagotówka.pl zajmują się skupem złota i srebra przez internet, oferując konkurencyjne ceny i przejrzysta procedurę transakcji.
Artykuł partnera
Komentarze (0)